Jezioro Nidzkie Mazury-sierpień 2020

Film intro:

Film-Ekspedycja Nidzkie 2020

Ogłaszam wszem i wobec: Jezioro Nidzkie zdobyte i to aż po same Jaśkowo 🙂 Piszę to z uśmiechem ponieważ gdzieś to Jaśkowo ostatnimi miesiącami chyba lekko mnie prześladowało. Naczytałem się historii o stosunkowo płytkim ostatnim odcinku  z wydobywającym się ponoć z dna śmierdzącym siarkowodorem i metanem, co zaczęło budzić moje obawy że może jednak nie do końca je przepłyniemy. A ja jak to ja, wszędzie muszę wpłynąć, choćbym później musiał pagajować w cieśninie pod silny wiatr 🙂 Na szczęście się udało, choć opisane zjawiska przed Jaśkowem rzeczywiście występują. Ale zacznijmy po kolei…

Mapa jeziora, (źródło mapy: zrzut z mojego 276 CX, mapa wydawnictwa Compass, po kliknięciu na obrazek powiększenie):

Tym razem moja relacja jest uboższa jeżeli chodzi o dokumentację foto i wideo, postanowiłem po prostu zrobić sobie urlop na urlopie, odpuszczając także z gromadzeniem dokumentacji i skupiając się tylko na samym żeglowaniu 🙂 Zapisaliśmy się na zorganizowany rejs pływając we flotylli kilku jachtów po całym Nidzkim, będąc członkami załogi. Naszą przygodę rozpoczęliśmy w przedostatnią niedzielę sierpnia spotkaniem z wszystkimi uczestnikami rejsu w tym naszą załogą w składzie: nasza sterniczka Iza, Julka, Maciek oraz Diana i ja. Piątka osób z różnych zakątków naszego kraju, których połączyła chęć zdobycia Jeziora Nidzkiego. Naszym domem na najbliższy tydzień okazał się jacht Sasanka 660. Przyznam że początkowo miałem drobne obawy co do pomieszczenia się wszystkich na tej stosunkowo niedużej jednostce pod kątem spania, jak się jednak okazało niepotrzebnie.

Początek rejsu w miejscowości Ruciane-Nida, przystań ośrodka “Wodnik”. Pierwszy etap rejsu to żegluga do spokojnego, sielankowego portu jachtowego we wsi Krzyże. Po drodze już po kilkuset metrach kilka wysp przypominających trochę scenerię Jezioraka, dalej linia wysokiego napięcia budząca u mnie jak zawsze małe napięcie i od tego momentu zaczyna się w zasadzie strefa ciszy aż do końca Jeziora Nidzkiego. Warto wiedzieć że w tym miejscu kończą się także wody żeglowne, a co się z tym wiąże na całym Nidzkim nie ma żadnego oznakowania nawigacyjnego ostrzegającego choćby przed ewentualnymi mieliznami, czy innymi niebezpieczeństwami. A na Nidzkim kilka takich miejsc jest, które w najlepszym wypadku skończyć mogą się wejściem na mieliznę, w gorszym wariancie uszkodzeniem kadłuba po kontakcie z kamienną rafą. Warto więc zaopatrzyć się przynajmniej w miarę aktualną mapę żeglarską akwenu, zebrać informację od innych żeglarzy, zapoznać się z charakterystyką akwenu korzystając z dostępnych publikacji. My zaopatrzeni byliśmy w papierową mapę wydaną przez Centrum Kartografii w Warszawie (wydanie 2018), oraz elektroniczne mapy Navionics i Taider. Sam port Krzyże zaopatrzony we wszystko co tylko żeglarz na szlaku może potrzebować. Tutaj jednak nie nocowaliśmy, lecz po skorzystaniu z portowej infrastruktury pożeglowaliśmy dalej ku Zatoce Zamordejskiej będącej zarazem najszerszym odcinkiem Nidzkiego, gdzie wiatr może rozwiać się trochę mocniej niż na pozostałej części  akwenu.  Rzut oka na mapę i widać że jezioro to jest  w większości długie i wąskie z powyższym wyjątkiem dotyczącym zatoki. Linia brzegowa w większości otoczona Puszczą Piską, która do pewnego stopnia chroni przed zbyt silnym wiatrem. Kolejną noc spędziliśmy na dziko we wschodniej części Zatoki Zamordejskiej.

Mapa, odcinek Ruciane-Krzyże, po kliknięciu na obrazek powiększenie:

Mapa, odcinek Krzyże-Zatoka Zamordeje Małe:

Następny dzień to dalszy ciąg żeglugi ku Jaśkowu z następnym noclegiem na dziko, aż w środę potencjalnie najtrudniejszy, wspominany już powyżej odcinek do Jaśkowa zaczynający się mniej więcej za Lipą Tylną. Warto tutaj podnieść trochę miecz, może i wyluzować lekko fały od płetwy sterowej, czy unieść lekko silnik. Mimo tego i tak wzbudzić można śmierdzący siarkowodorem osad z dna, co w zależności od wiatru i temperatury może pewnie i powalić 🙂 Przepływając cieśninę mniej więcej przed Lipą Przednią warto trzymać się dość prawej strony, gdyż głębokości tutaj spadać mogą ponoć nawet poniżej metra. Płyniemy jeszcze kawałek i widać już Jaśkowo gdzie stanęliśmy przy pomostach należących do pięknie położonego na półwyspie pola namiotowego “U Basi”.

Mapa, odcinek Krzyże-Lipa,tuż przed Jaśkowem, po kliknięciu na obrazek powiększenie:

Mapa, odcinek Lipa-Jaśkowo:

Następnego dnia po odespaniu odrobinę dłuższej, nocnej imprezy przy ognisku trzeba było rozpocząć rejs powrotny. I tutaj zaczęło się znacznie trudniej, gdyż prognozowany wiatr zarówno pod kątem jego siły jak i kierunku miał być nam mocno niesprzyjający, co niestety się potwierdziło. Trzeba było odpowiednio się przygotować refując żagle, a cała załoga musiała być maksymalnie skoncentrowana będąc przygotowaną na sprawne balastowanie i pracę szotami. Wszyscy jednak stanęli na wysokości zadania, zresztą jak przez cały rejs. Lepiej nie mogliśmy trafić, a biorąc pod uwagę że pływaliśmy ze sobą pierwszy raz śmiało można stwierdzić że rozumieliśmy się w wielu aspektach żeglarskiego rzemiosła bez słów…

Dalszy powrót to ponowna wizyta w Krzyżach, ucieczka przed burzą, kolejne noclegi na dziko i oczywiście regularna kąpiel w dość ciepłym jeziorze. Z planowanych przeze mnie miejsc nie popłynęliśmy niestety do Karwicy, czy nie stanęliśmy przy leśnej osadzie Pranie gdzie w leśniczówce znajduje się muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. No ale przecież coś trzeba było zostawić sobie na przyszłość bo akwen jest na tyle atrakcyjny że planujemy  jeszcze tutaj kiedyś wrócić. Poszukujecie spokoju na Mazurach, braku ryczących motorowek i skuterów, najpiękniejszych miejsc do cumowania na dziko ? Odpowiadając “tak” nie ma innego wyjścia, trzeba tutaj przyjechać i samemu pożeglować aby zrozumieć, że Jezioro Nidzkie jest tego warte.

Zdjęcia, płyniemy sobie po Nidzkim aż do Jaśkowa:
FOTO-galeria

Jaśkowo, cumujemy przy pomostach – pole namiotowe “U Basi”

I powrót…

 

“Pod Dębem”, ponoć jedna z lepszych marin na Nidzkim:

Od tego miejsca zaczyna się strefa ciszy:

Leave a comment